Dawid jest aktorem wychowującym samotnie dwójkę dzieci. Na pierwszy rzut oka całkiem dobrze mu się powodzi. Jest popularny, ma piękny dom i niezły samochód. Sielanka jednak nie trwa zbyt długo... Pewnego dnia jego posiadłość okazuje się siedliskiem złowrogich zjaw, a pobliskie jezioro piekielną otchłanią, skrywającą mroczną tajemnicę. Rodzina aktora znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Tymczasem korowód duchów zacieśnia się wokół Dawida, wirując w coraz szybszym danse macabre...
"Nieprzyzwoicie DOBRA książka duetu, który szturmem wdarł się na rodzimy rynek HORRORU. Sprawdź, czym tym razem zaskoczą cię autorzy "Twarzy Szatana!"
Te dwa opisy i okładka zainteresowały mnie na tyle, by zgłębić historię Dawida. Jednak ciekawa grafika, ciekawe streszczenie to nie wszystko. Mogą one zwieść czytelnika, skrywając prawdziwą szmirę zapisaną na kolejnych stronach...
W dziedzinie horroru, wychowałam się na klasykach typu King czy Masterton, co może być powodem moich wygórowanych wymagań co do tego gatunku. "Siedlisko" im nie podołało, a nawet więcej, nie wyszło poza granice kiczu. To moje pierwsze spotkanie z panami Cichowlas i Kyrcz Jr, którzy mają na swoim koncie wiele opowiadań, a na podstawie ich prac powstały także krótkometrażowe filmy. Liczyłam na coś dobrego i... przeliczyłam się. Zastanawiałam się jak dwóch autorów może napisać książkę. Takie przedsięwzięcie wymaga współpracy, a w tej książce niestety ona się sypie. Dlaczego tak uważam? Wszystko się wyjaśni za chwilę.
Na początku książki poznajemy aktora Dawida Przwyłockiego, jego dzieci Monię i Krystka. Po odejściu żony, gwiazdor kupuje dom w Kryspinowie, zatrudnia opiekunkę, wynajmuje ekipę remontową. Ci zaprzestają swych pracy i wynoszą się czym prędzej, oświadczając że coś wyszło ze ściany. Od tego momentu coraz więcej zjaw pojawia się w życiu naszego bohatera. Dotąd opis, ten z okładki, się zgadza. W sumie nic nowatorskiego co by powaliło na kolana czytelnika. A przynajmniej mnie. Z każdą następną stroną było tylko gorzej.
Książka jest niespójna, nieprzemyślana, jest przegadana, niby jest dużo, ale jednak za mało by była dobra. Dwa wątki poboczne są zaczęte i... porzucone. Pierwszy: Hania - seksowna opiekunka, studentka psychologii, ma szemraną przeszłość, a także nietypowe "hobby" (psst, psst typowy motyw BARDZO przeciętnego horroru). Nie jest nam dane jednak poznać jego szczegółów. Drugi: dziwni sąsiedzi Dawida. Ich historia jest mocno naciągana. Po co wprowadzać nowe motywy, które nie są rozwijane, nie są sensownie finalizowane, i które tylko rozbudzają nadzieję, że MOŻE coś fajnego się zdarzy? Do tego akcja jest powolna, dopiero gdzieś przy końcu przyśpiesza i jest... kiepska. Nie mam nic przeciwko powolnemu biegowi rzeczy, ależ skąd! Gdyby napięcie budowane było w ten sposób, jasne, czemu nie, ale czytelnik musi stawić czoła z czasem coraz to bardziej irytującemu rozpamiętywaniu żony przez Dawida. Nie należę do osób, które porzucają książki w połowie lektury. Dlatego zebrałam się i przeczytałam licząc przynajmniej na dobre zakończenie. Ok, było dość zaskakujące, ale nie mogę powiedzieć by było zachwycające.
Do tego dochodzi język prosto z podwórka. Dawid musi tyrknąć po pojechanym dniu. Normalnie rewelka. Na bank książka przypadnie każdemu... dresowi! To tylko kilka przykładów, których jest całe mnóstwo w "Siedlisku". Makówka mała. Momentami czytało się naprawdę ciężko, a przecież taki luźny język ma to ułatwić. W książce, dorośli posługują się masowo nagromadzonym slangiem, w realu to raczej tak nie działa, no chyba że ja obracam się w jakimś super sztywnym towarzystwie. A tu nagle, po dresowym żargonie, natrafiamy na per pedes - autorzy chyba chcieli dodać tym trochę powagi bohaterowi. Szczerze? Mogło być to zastąpione po prosu "z buta". Nie zrobiło by to i tak większej szkody książce.
Ogólnie rzecz ujmując, "Siedlisko" pozostawia wiele do życzenia. Czytając miałam wrażenie, że autorzy nie mieli pomysłu na tę książkę. Skoro piszą dwie osoby, powinny być przeprowadzane burze mózgów, co będzie dobre a co złe. Tutaj wygląda to tak jakby panowie na siłę chcieli napisać książkę, żeby coś się działo ("O, to może być ciekawy motyw, ale nie mam pomysłu jak go dalej
rozwinąć, więc po prostu wciśnijmy go między inne rozdziały, może
czytelnicy nie zauważą, że dalej nic się z niego nie wykluje"), żeby były wprowadzone jakieś elementy tajemniczości, jakaś tam wielowątkowość. Właśnie. 'Coś', 'jakieś', 'jakaś tam' a nie przemyślane konkrety. Muszę przyznać, że było kilka momentów dobrych, jednak jest ich na tyle niewiele, że nie warto sięgać po tę pozycję. Nie polecam fanom grozy... chwila... W OGÓLE nie polecam nikomu. No chyba, że potrzeba przeczytania czegoś luźnego jest ogromna, bądź jest się sado-maso literackim i lubi się katować książkami tego typu. Polecam "Scary Stories to Tell in the Dark" autorstwa Alvina Schwartza, krótkie historyjki opowiadane przy ognisku, aktualnie trzymające w napięciu.
PS. Może teraz się już czepiam, ale kurcze. Kurcze, kurczekurczekurczekurczekurcze. Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy, ale jakim cudem TO nie umknęło całemu sztabowi edytującemu i wydającego książkę. Wiem, że jest to drobnostka, że nazwiska niekoniecznie idą w parze z ortografią (np.: świeży por i Waldemar Świerzy - ojciec plakatu polskiego), ale skoro przez całą książkę przewija się nazwisko piane przez "H", to dlaczego na tyłach nagle jest ono przez "CH"?
PS. Może teraz się już czepiam, ale kurcze. Kurcze, kurczekurczekurczekurczekurcze. Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy, ale jakim cudem TO nie umknęło całemu sztabowi edytującemu i wydającego książkę. Wiem, że jest to drobnostka, że nazwiska niekoniecznie idą w parze z ortografią (np.: świeży por i Waldemar Świerzy - ojciec plakatu polskiego), ale skoro przez całą książkę przewija się nazwisko piane przez "H", to dlaczego na tyłach nagle jest ono przez "CH"?
A propo dokładności, zerknij może na nazwiska autorów ;P
OdpowiedzUsuń