Contrast - Gra cieni

Zacznę dziś dość nietypowo, bo od tego czym jest teatr cieni. No właśnie, co to jest? Ombromanie (z fr.) to głównie zabawa światłem, cieniami rzucanymi przez lalki-aktorów i inne rekwizyty. Tym sposobem tworzona jest również cała sceneria. W tego typu teatrze rozróżniamy między innymi cienie chińskie oraz cienie hiszpańskie. Te pierwsze to barwne lalki poruszane za pomocą patyków i umieszczane za podświetlonym ekranem, natomiast te drugie to cienie żywych postaci, odtwarzających poszczególne sceny sztuki.

Dlaczego zaczęłam od teatru cieni? Bo właśnie z takowym będziemy mieć do czynienia w grze Contrast. Być może powiecie, że jest to wiedza bezużyteczna (i przyznam wam rację!), a może jednak komuś się przyda, ja zaś zapraszam do czytania! Teatr towarzyszący nam od zarania dziejów, dziś pomoże małej Didi i Dawn.

Lata dwudzieste XX wieku. Sceneria jak z filmu noir ze szczyptą surrealizmu i magii: rzędy kamieniczek, kolorowe neony i latarnie rozświetlające wszechobecny mrok, przedziwne maszyny, ogromne instrumenty muzyczne, lewitujące krzesła, rowery i wszystko to, co wpada do otchłani na końcu rozpadających się brukowanych uliczek.  W przyjemnej dla oka grafice, panują stonowane kolory, a do tego dochodzi muzyka, która doskonale oddaje klimat tego magicznego miejsca.

Miasto, jak na lata 20., kiedy to króluje nocne życie, jest kompletnie opustoszałe... A może nie? Wszystko zależy od perspektywy z jakiej spoglądamy, a raczej oświetlamy. Ta zagadka pomalutku wyjaśnia się podczas kolekcjonowania znajdziek. Ale po kolei!

Na początku rozgrywki poznajemy dwie postaci, będące kolorowym akcentem wśród mroków miasta. Pierwsza bohaterka to Didi, której ojciec wplątał się w niezłe bagno, a matka - wschodząca gwiazda, ma raczej mało czasu dla własnej córki. Druga to Dawn - wymyślona przyjaciółka-akrobatka, wyjęta prosto z burtonowskiego filmu, która pomaga małej w połączeniu skłóconych rodziców i wyciągnięciu ojca z kłopotów. Pewnej nocy razem wymykają się z domu...

Wcielamy się w czarującą Dawn, która ma nietypową zdolność, a mianowicie potrafi przenosić się między światem realnym a światem cieni. Dodatkowo potrafi wnosić skrzynie do czarno-białego wymiaru, przechodzić przez (nie wszystkie) szyby, a także rozbijać co niektóre przeszkody. Dzięki swojej niecodziennej umiejętności odkrywamy kolejne zakamarki tajemniczego miasta. I w tym momencie wkracza teatr cieni!

By stawić czoła zagadkom, musimy wykonywać różne akrobacje, nie tylko w świecie materialnym ale też i tym "płaskim", przesuwać różne przedmioty i makiety by stworzyć platformy-cienie, bądź oświetlać zacienione obszary, by utorować sobie drogę. Akrobatka musi zmierzyć się także z ruchomymi platformami, jakie tworzą cienie ludzi, którzy opowiadają historie gestykulując przy tym. To podnosi poziom trudności gry, ponieważ nie tylko musimy skoordynować się z ruchami "żywych" platform, ale także uporać się z drobnymi błędami, kiedy to postać się blokuje. Jak już wspomniałam, miasto jest kompletnie opustoszałe, skąd więc padają ludzkie cienie? W czasie rozgrywki należy śledzić uważnie podpowiedzi znajdujące się na znajdźkch typu fotografie, wycinki gazet czy bilety, a także słuchać dialogów mieszkańców, których nie spotkamy (fizycznie!), a poznamy zdarzenia, które przyczyniły się do pozornego wyludnienia miasta.

Mam nadzieję, że rozumiecie teraz dlaczego zaczęłam od teatru cieni. Platformy-cienie jak i te "żywe" czerpią inspirację właśnie z cieni chińskich i hiszpańskich. Można powiedzieć, że bierzemy czynny udział w wystawianej sztuce (co doskonale pokazuje pewien epizod w cyrku!).

Bardzo przyjemnie spędziłam czas grając w Contrast, który jest magiczny a zarazem owiany tajemniczością, z urzekającą grafiką jak i tłem muzycznym. Panowie z Compulsion Games pokazali, że można połączyć w ciekawy sposób elementy 2D i 3D. Mimo, że gra jest krótka, warto w nią zagrać, choćby dla samej fabuły, która z pozoru wydaje się być prosta i banalna (mała dziewczynka starająca się połączyć rodzinę, by mieć normalny dom - brzmi jak co drugi film obyczajowy, co nie?) potrafi wzruszyć. Zakończenie jest zaskakujące, ale pozostawia lekki niedosyt i chęć na więcej. Czy będzie kontynuacja? Tego nie wiem, ale bardzo bym się ucieszyła. Gra co prawda dostarcza zabawy na jeden wieczór, należy dać szansę tej pozycji, gdyż jest ciekawą odskocznią od długich klasyków. Mimo drobnych błędów, polecam wszystkim lubiącym nietypowe połączenia!


PS. Aktualnie Compulsion Games pracuje nad nową grą We Happy Few, gdzie będziemy mogli przenieść się do retrofuturystycznej Wielkiej Brytanii lat 60. Wielki Brat patrzy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobał się post? A może masz odmienne zdanie? Śmiało, podziel się opinią poniżej!